Niedawno wpadł mi do rąk artykuł na temat Hansela Pless (1900-1984), najstarszego syna księżnej Daisy i dziedzica księcia Jana Henryka XV, napisany w 2002 r. przy okazji publikacji książki Michaela Luke’a, Hansel Pless: Prisoner of History (Hansel Pless: Więzień Historii).
Jego autorem jest historyk sztuki i pisarz James Stourton, urodzony w 1956 r. młodszy syn 26. barona Mowbray i brat Edwarda, obecnego 27. barona Mowbray. Hansel – Jan Henryk XVII von Pless od śmierci ojca w lutym 1938 r. – musiał być po drugiej wojnie światowej częstym gościem rodziców Jamesa, Charlesa i Sheili Stourtonów, skoro ich syn wspomina, że: „jako dziecko, byłem bardzo przywiązany do Hansela Pless. Był on dla mnie i mojego brata jak przyszywany wujek. Ceniliśmy go sobie jako kogoś, kto wydawał się być szczerze zainteresowanym zarówno sprawami dorosłych, jak i dzieci. Wysoki, dystyngowany i subtelny, miał w sobie coś tajemniczego. Był tak cichym i zagłębionym w swoich myślach mężczyzną, że zdobył sobie u naszych sąsiadów przydomek „Księcia Spokoju“ („Prince of Peace”). Brakowało mu pieniędzy, rzadko mówił o przeszłości i nigdy nie wspominał dawnej fortuny. Przedstawiał się jako skromny naukowiec, Pan Pless. O jego dawnym życiu dowiadywałem się powoli. Najbardziej uderzała mnie w nim niesłychana oszczędność. Podróżował przeważnie rowerem. Nosił grube tweedowe garnitury i koszule nie wymagające prasowania, które sam sobie prał i o których przewadze nadaremnie mnie przekonywał. Był osobą bardzo skromną, która na nas – dzieciach – pozostawiła głębokie wraźenie“.
Skromny naukowiec, Pan Hans Pless z powodu oszczędności podróżował wszędzie rowerem.
Tak głębokie, że kiedy po wielu latach, w 1994 roku, James Stourton znalazł się – jako dyrektor londyńskiego domu aukcyjnego Sotheby’s – w Krakowie, aby osobiście przestudiować Damę z Łasiczką Leonarda da Vinci w zbiorach tamtejszego Muzeum Czartoryskich, przedłużył swój pobyt w Polsce w celu poznania dawnych posiadłości Hansela.
Pierwszy widok pałacu w Pszczynie nie zrobił na nim dobrego wraźenia: „Tuż za miasteczkiem wjechalem do rozleglego, ale zapuszczonego parku w stylu angielskim z jeziorem i dużym, prostokątnym pałacem w stylu Drugiego Imperium [Francuskiego], który w swojej ostentacji wyglądał bardzo „nouveau-riche“. Mile zaskoczyły go jednak wnętrza i ich wyposażenie. Odwrotnie było w Książu, gdzie ujrzał zamek, który uznał za zdumiewające połączenie stylów pałaców w Neuschwanstein i Colditz, ale dwa razy większy: „po prostu olbrzymi, usytuowany wspaniale na szczycie góry, z widokami, które należeć muszą do najpiękniejszych na Dolnym Śląsku“. Co zaparło mu dech w piersi, był „niewyobrażalny wręcz rozmiar przedsięwzięcia“, w konsekwencji którego powstał nie tylko zamek, ale również zabudowania gospodarcze, stadnina i ujeżdżalnia koni, wszystko na skalę cesarskiej wręcz rezydencji. Widząc to, zgodzić się musiał ze słyszaną wcześniej opinią wyrażaną w czasach edwardiańskich, że ze wspaniałością książańskiej rezydencji rywalizować mogła w Anglii tylko siedziba diuka Portlandu w Welbeck. Niestety wnętrza, splądrowane – jak się dowiedział – najpierw przez SS, a potem przez Rosjan, przedstawiały żałosny widok ofiary podwójnie zbeszczeszczonej przez wojnę. Z tą smutną refleksją wrócił myślami do Hansela, zastanawiając się, jaki efekt wywarły na nim te zmienne koleje historii: „Nidgy nie dał wrażenia, że był nimi przygnębiony. Pomógł mu w tym jego stoicizm, który jednakże różnił się od obojętności [w ucieczce ku wyźszym celom] propagowanej przez filozofię Augustyna, o czym przekonałem się pewnego dnia, kiedy Hansel podarował mi książkę Oswalda Spenglera The Decline of the West (Zmierzch Zachodu). Studiował on również Nietzsche’go i bardzo wcześnie w swoim życiu pracował nad osiąganiem osobistego spokoju w świetle losowych przeciwności. Jeśli chodzi o stosunki z pojedynczymi osobami, Hansel zawsze wykazywał optymizm, co pomogło mu w utrzymaniu wielu przyjaźni. Co zaś tyczy się rzeczy materialnych, to nigdy przetem i potem nie spotkałem człowieka, który byłby wobec nich tak obojętny jak on – i co być może wyszło mu w sumie na dobre“.
Hansel Pless zasługuje na znacznie szersze omówienie. Niniejszy wpis proszę więc potraktować jako zapraszający wstęp do kolejnego blogu, nad którym zaczęłam pracować.
Jeszcze do niedawna pamiętniki księżnej Daisy zostawiano gościom do czytania w ich sypialniach.
Artykuł Jamesa Stourtona zawiera również jedno niezmiernie ważne – w świetle niedawnej polskiej publikacji drugiego tomu pamiętników księżnej Daisy – stwierdzenie, świadczące o wadze i statusie, jakim jej książka osiągnęła. Pisząc, że jest ona „jedną z najlepszych rekolekcji na temat międzynarodowej socjety przed pierwszą wojną światową“, autor – jako członek współczesnej angielskiej arystokracji – przywołuje wciąż nie tak dawne czasy, kiedy „w każdej szlacheckiej rezydencji w Anglii, w sypialni dla gości“ znaleźć można było obowiązkowo na półce dwie pozycje do czytania: tom wzruszających listów syna lorda Lytton, wydanych po jego tragicznej śmierci i zatytuowanych Antony oraz – tak bliskie nam – wspomnienia „naszej“ Daisy, Princess of Pless by Herself. (tłumaczenia©Barbara Borkowy)