Rozwód Daisy z Hansem, którego finał miał miejsce 12 grudnia 1923 r., nie przyniósł księżnej oczekiwanego spokoju. Już wcześniej, w czasie malżeńskiej dyskusji, wiele dawnych ran zostało rozdrapanych do bólu. Zjawił się żal i rozgoryczenie z obu stron. Pretensje wrzały tym bardziej, że codzienne życie po wojnie okazało się znacznie trudniejsze, niż ktokolwiek by przypuszczał. Ani Książ, ani tym bardziej Pszczyna – teraz w granicach młodego państwa polskiego – nie przynosiły dochodów, do których książęca para była przyzwyczajona. Szalejąca wtedy w Niemczech inflacja sprawiła, że należne byłej żonie apanaże traciły z dnia na dzień na wartości. Gdy zjawiały się z opóźnieniem, co było nagminne, warte były jeszcze mniej. Bez stałego adresu i wykończona fizycznie wojną, Daisy błąkała się po licznych pensjonatach i sanatoriach, szukając kuracji i nowego celu w życiu. Ten jednak okazał się bardzo enigmatycznym, i jak sama przyznała w korespondencji do przyjaciólki, Etty Desborough, w listopadzie 1923 r., odzyskana „wolność“ bez pieniędzy nie stała się żadnym komfortem. „Mogłabym przyjechać do [siostry] Shelagh“ – donosiła – „ale przecież trzeba by było zapłacić za przejazd, a ja jestem uwięziona w tym kraju z powodu braku pieniędzy.“ (tłumaczenie © Barbara Borkowy) Tak naprawdę, było jeszcze gorzej. W tym samym czasie, jej kuzynka i opiekunka, Ena FitzPatrick, słała błagające listy do Administracji w Pszczynie o fundusze, które pokryłyby koszty lecznia ksieżnej i zapobiegłyby wyrzuceniu ich z hotelu. Zdesperowana Daisy zdecydowała się na desperacki krok – zgodziła się, za wynagrodzeniem, na imienne lansowanie popularnego wtedy kosmetyku, Mercolized Wax-u. Prawdopodobnie, teść Vater przekręcił się wtedy w grobie. Reakcją Hansa nie musiała się już przejmować.
Ksieżna Daisy von Pless w reklamie kosmetyku Mercolised Wax, 1923 – 1926.
Jak i kiedy producenci tego specjału, amerykańska firma Dearborn, podeszli księżną i namówili ją do współpracy, nie wiem, ale reklama Mercolized Wax-u, uwierzytelniona cytatem Daisy zaczęła ukazywać się stopniowo na łamach popularnej prasy angielskiej od kwietnia 1923 r, by w lispodadzie tegoż roku i w kwietniu następnego przybrać rozmiary intensywnej kampanii. Jak narazie, ostatnią publikacją, w której ją zauważyłam, była edycja The Daily Mirror z dnia 27 lipca 1926 r.
Reklama zaczyna się słowami: „Księżna von Pless – jedna z najpiękniejszych kobiet – wychwala [zalety] Mercolized Wax-u dla karnacji. Mercolized Wax absorbuje stare, wyschnięte i odbarwione płatki skóry, odsłaniając świeżą, nową cerę pod spodem. Spróbuj go przez kilka nocy, a zobaczysz jak znikną Twoje zmarszczki i plamy na skórze. Sława tego niesłychanego preparatu osięgnęła światowy rozgłos. Można go nabyć w każdej aptece i w eksluzywnych sklepach. Cena 2-3/6.
Księżna von Pless wyznaje: „Szanowni Państwo, Mam niezwykłą przyjemność w napisaniu tych słów, by każda kobieta dowiedziała się o czerpaniu korzyści z Mercolized Wax-u. Tak wiele zależy od dobrego wyglądu, że bez czystej karnacji i niepomarszczonej twarzy, kobieta nie zajdzie daleko na tym świecie. Oświadczyć tu mogę, z ręką na sercu, że ludzie biorą mnie za młodszą niż jestem i, że zawdzięczam to stosowaniu cudownego Mercolized Wax-u, którego używam od 1921 r, od kiedy wróciłam do ukochanej Anglii i przyjaciół, których kiedyś opuściłam. Każdy, kto jak ja aplikował poprzednio tłuste kremy i odżywki skórne, jest w stanie zobaczyć jak lepszym od nich jest Mercolized Wax w pielęgnacji skóry. Moja pokojówka, obecna przy pisaniu tego listu, powtarza mi, że odkąd go używam, wyglądam o wiele lat młodszą. Stosuję go każdego ranka po umyciu twarzy oraz wieczorem przed pójściem do łóżka, i moje zmarszczki stopniowo znikają. Piszę ten list, by pomóc niezamożnym kobietom, które chciałyby się dowiedzieć jak pielęgnować ich cerę i wyglądać młodziej bez kosztownych upiększających zabiegów i masaży. Ten wax mogą aplikować same i w przeciągu krótkiego czasu będą zaskoczone różnicą, jaką spowodował. Wybiela on bowiem cerę, i jest doskonały w pielęgnowaniu dłoni. Z poważaniem – Marie Therese, Księżna von Pless.“ (tłumaczenie © Barbara Borkowy)
Reklama ta opatrzona została sprytnie, nie współczesną fotografią Daisy, na której być może nie wyglądałaby korzystnie, ale jej malowanym portretem w stroju pielęgniarki z czasów niedawnej wojny. Oprócz wyidealizowanego piękna jej twarzy (i cery!!!), portret ten miał pozytywne konotacje co do jej charakteru i szlachetnych zasług.
Publikacja aprobaty (tzw. „endorsement“) produktów w odnoszących się do nich reklamach nie była niczym nowym. Zazwyczaj udzielały jej, oczywiście za zapłatą, popularne aktorki teatru i filmu. Kiedy jednak produkt osiągnął już uznanie, jego sprzedaż się stabilizowała. Znaczyło to początek końca fascynacji, która go otaczała i niebezpieczeństwo porzucenia go na rzecz kolejnej nowości wchodzącej na rynek. Ludzie reklamy więc, musieli bez przerwy wymyślać nowe chwyty, które podtrzymałyby uwagę i zachwyt klienteli.
Jednym z nich był Stanley Resor, pracujący dla amerykańskiej agencji reklamowej, J. Walter Thompson. W latach dzwudziestych 20. wieku zaczął on wprowadzać do reklam kremu Pond’s tzw „spirit of emulation“ („ducha naśladownictwa“), wierząc że ludzie z natury „kopiują tych, których uważają za lepszych od siebie w guście, wiedzy czy doświadczeniu.“ A tymi, niekoniecznie, były wschodzące i zachodzące gwiazdki sceny lub ekranu. Znacznie większy autorytet niosły słowa dystyngowanych osobistości z wyźszych sfer społecznych.
Po pierwszych sukcesach reklam Pond’sa, w których produkt lansowały wybitne kobiety amerykańskiego establishmentu, Resor, za przykładem Mercolized Wax-u, rozpoczął w 1924 r. kampanię rekrutacji wśród europejskiej arystokracji. W jej wyniku podpisał umowę z trzema królowymi, sześcioma księżnymi i kilkoma damami. Daisy von Pless nie była jedyną zubożałą po wojnie arystokratką. W potrzebie zastrzyka finansowego znalazły się: była królowa Hiszpanii, Ena, kuzynka Alfonsa XIII, księżna Marie de Bourbon, gruzińska księżna Matchabelli, lady Diana Manners oraz księżna de Richeliu, by wymienić tylko kilka. Na liście tej jednak, prym wiodła dobra znajoma księżnej Daisy – królowa rumuńska, Maria Koburg!
Księżna de Richelieu i księżna Marie de Bourbon w reklamach kremu Pond’s, 1924 -1925.
Przyjaciółki spotkały się w Lonynie w maju 1924 r. Księżna von Pless wynajęła wtedy apartment w Albert Gate Court i tam, jak doniosła kronika towarzyska The Times’a, królowa Maria odwiedziła ją na herbatkę 29 maja. Daisy była już po swoim „reklamowym debiucie“, więc obie panie niewątpliwie przedyskutowały ten epizod.
Wkrótce potem, królowa Maria skontaktowała się z producentem kremu Pond’sa, prosząc o dostawę. Twierdziła, że kosmetyk ten bardzo polubiła podczas swojej wizyty w Stanach w 1923 r. W odpowiedzi dostała duzy zapas produktu i… hojną ofertę współpracy, którą przyjęła, stając się – od 1925 r. – najbardziej prestiżową twarzą kremu Pond’s.
Nie jest chyba zbiegiem okoliczności, źe w swojej reklamie wykorzystała trik Daisy i, zamiast prawdziwej fotografii, użyła w niej swój wyidalizowany portret, namalowany przez słynnego Phillipa de Laszlo.
Rumuńska królowa, Maria Koburg stała się od 1925 r. najbardziej prestiżową twarzą kremu Pond’s.
W przeciwieństwie do księżnej Daisy von Pless, której przygoda z reklamą wydaje się być jednorazową, królowa rumuńska Maria bardzo w niej zasmakowała. Pojawiała się na reklamowych stronach czasopism amerykańskich tak często, lansując tak wiele wyrobów, że straciła wiarygodność, stając się pośmieliskiem dla czytelników i ludzi z biznesu reklamowego. Zniknęła ze sceny dopiero wtedy, gdy udowodniono jej, źe w swojej zachłanności, promowała nawet produkty, których nie znała i nigdy nie używała.